Tekst pochodzi z Poradnika Hodowcy nr 2017/04
To mi się podoba – pomyślałem już na samym początku wizyty w hodowli Mirosława i Sylwii Ślemp. Dlaczego? Jak zwykle po moim przyjeździe do hodowcy zaproponowałem, aby na wstępie zrobić krótki rekonesans wyglądu gołębników, gołębi oraz ogólnej organizacji hodowli. Choć usłyszałem, że nie ma problemu, to od razu Mirosław Ślemp dodał, że robi dla mnie wyjątek. Za chwilę usłyszałem argumentację. Otóż czas, w którym „obcy” mogą zwiedzać gołębniki już minął (wizyta miała miejsce 14 marca). Gołębie są już złączone w pary i po pierwsze nie można ich niepokoić, a po drugie (i przede wszystkim) chodzi o to, aby „obcy” (w szczególności, gdy jest nim także hodowca gołębi) nie przyniósł do gołębnika jakiś patogenów, które mogłyby być źródłem problemów zdrowotnych. Nadgorliwość? Dla mnie nie. Spodobało mi się podejście Mirosława Ślempa, ponieważ swoim zachowaniem pokazał, że nie tylko wie i mówi jak powinna wyglądać prawidłowa opieka nad gołębiami (w tym przypadku profilaktyka zdrowotna), ale przede wszystkim stosuje te metody. Niestety wielu hodowców pomimo tego, że wiedzą, iż pewne rzeczy trzeba robić, to niestety tego nie robią. Dodatkowym argumentem do zachowania ostrożności było to, że w bliskich okolicach Nowej Soli wykryto w ostatnim czasie dwa ogniska ptasiej grypy. Choć, jak wiemy, ptasia grypa nie zagraża gołębiom, jednakże dla odpowiedzialnego hodowcy, do których Mirosław Ślemp zdecydowanie się zalicza, to dodatkowy powód. W niedalekim sąsiedztwie jest sporo przydomowego drobiu, a problemy sąsiada szybko mogą stać się własnymi problemami, więc zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” ma w tym przypadku sens.
Zanim wszedłem do pomieszczenia gospodarczego, które prowadzi do gołębnika, założyłem fartuch (nie jakiś przypadkowy, ale zielony – taki jaki nosi sam hodowca przy codziennej obsłudze gołębi) oraz foliowe pokrowce na buty. Obowiązkowo, obaj przeszliśmy także przez matę dezynfekcyjną (prosta „wanienka” z wycieraczką nasączoną płynem dezynfekcyjnym). Właśnie to mi się spodobało! Jak w międzyczasie dopowiedział bohater naszego reportażu, po styczniowych badaniach gołębi i ewentualnej kuracji, odwiedziny gołębnika są zakazane. Tylko hodowca. I tak do zakończenia sezonu lotowego. Pora na zwiedzanie i podziwianie jest kiedy indziej. A gdy chce się walczyć o poważne wyniki, to nawet w takiej kwestii trzeba trzymać wysoki poziom.
Po oględzinach hodowli przeszliśmy do mieszkania, w którym z kawą i smacznym poczęstunkiem czekała żona, a zarazem partner z tandemu hodowlanego. Warto podkreślić, że w tym przypadku, to nie jest wyłącznie dodane imię na listach konkursowych jak to najczęściej bywa. Sylwia Ślemp to 100% hodowczyni, która czynnie uczestniczy w opiece nad gołębiami. Nie ma co się dziwić. Małżeństwo naszych bohaterów dzieli wspólną pasję, którą wynieśli z domów rodzinnych. Zamiłowanie do gołębi pocztowych. W przypadku Mirosława Ślempa wspomnienia dotyczące tych ptaków sięgają już okresu wczesnego dzieciństwa, gdyż hodowlą zajmowali się jego dziadkowie, ojciec i chrzestny. Z Sylwią było bardzo podobnie. W jej rodzinie również hodowano gołębie. W obu przypadkach były to hodowle typowo hobbystyczne. Wymienione osoby nie były zrzeszone w strukturach Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. Mirosław postanowił to zmienić. Na początku lat dziewięćdziesiątych, jako nastolatek zapisał się do PZHGP. Jak wspomina, tato opłacił mu składkę, kupił trochę zboża i mógł rozpocząć rywalizację. Rywalizację, która skończyła się równie szybko jak zaczęła, po kilku pierwszych lotach konkursowych. Gołębie towarzyszyły mu jednak przez cały czas, a marzenia o poważniejszej hodowli ziściły się dopiero po ślubie i przeprowadzce do Nowej Soli. Wówczas, w 2004 roku, za namową kolegi Stanisława Mokosińskiego wspólnie z żoną zapisali się do nowosolskiego Oddziału PZHGP i rozpoczęli rywalizację gołębiami młodymi. Początkowo w skład ich stada wchodziły różne gołębie, które sami określają jako „przypadkowe”. Wspominając ten czas, z uśmiechem na ustach, zdradzają, że stan ich wiedzy oraz przygotowania do związkowej rywalizacji był tak słaby, że z pięćdziesięciu młódków na starcie sezonu, do końca zostało ich zaledwie około sześciu sztuk. Oboje zgodnie przyznają, że miało na to wpływ wiele czynników, począwszy od słabego materiału, poprzez brak wiedzy i doświadczenia, a na źle przygotowanych gołębnikach kończąc. Po takiej wyliczance, trudno spodziewać się spektakularnych wyników. Aby więc zacząć liczyć się w oddziałowej rywalizacji zaczęli pogłębiać swoją wiedzę. Skupili się na bacznej lekturze książek i czasopism o tematyce hodowlanej, oglądaniu nagrań z czołowych hodowli oraz szukaniu odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Każdy wyjazd na wystawę ogólnopolską, kończył się przywiezieniem nowej książki, gazety, czy kasety lub płyty z materiałami video. Nieocenioną pomocą są zawsze rady i wskazówki doświadczonych kolegów.
W przypadku naszych bohaterów, najbardziej pomocny był Leszek Walentowski, który do dziś chętnie dzieli się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem. Bez wątpienia to on przyczynił się do podniesienia tej hodowli o kilka poziomów do góry. Co warto podkreślić, przez dwa sezony (lata 2014-2015) tworzyli oni nawet tandem lotowy Ślemp-Walentowski. Właściwie to właśnie od roku 2014 rozpoczął się marsz tej hodowli na szczyt oddziałowych, i nie tylko, współzawodnictw.
Równolegle z nauką prowadzenia stada gołębi pocztowych, stopniowej przebudowie ulegały gołębniki oraz dokonywano zakupów nowych, bardziej wartościowych gołębi.
Pierwszymi wzmocnieniami były gołębie od wspomnianego Leszka Walentowskiego. Wywodziły się one z ptaków z hodowli braci Jana, Mariusza i śp. Krzysztofa Górskich. Po ich nabyciu w 2007 roku, w kolejnym sezonie małżeństwo Ślempów zanotowało pierwsze sukcesy w rywalizacji oddziałowej. Kolejne nabytki, mające wpływ na poprawę wyników stada pochodziły z hodowli rodzimych mistrzów sportu gołębiarskiego, m.in. od Krzysztofa Pruskiego z Oddziału Głogów, rodziny Łepuch z Oddziału Żary, Ryszarda Pawłowskiego z oddziału Dzierżoniów, czy Tadeusza Kowalczyka z oddziału Szamotuły. Przeważnie nasi bohaterowie zamawiali młode po starannie wybranych parach. Wiązało się to z tym, że niekiedy trzeba było na nie poczekać nawet ponad pół roku. Mimo wszystko, było warto, gdyż dostawało się ptaki ściśle odpowiadające wizji i pomysłowi na własną hodowlę. Praktyka ta szczególnie sprawdziła się w przypadku gołębi z hodowli rodziny Łepuch z Łęknicy, od których regularnie nabywają młode po interesujących ich parach. Współpracę z żarskimi hodowcami chwalą zarówno pod względem jakości materiału, który oferują, jak również doskonałego kontaktu. Poza gołębiami, hodowcy Ci chętnie dzielili się swoją wiedzą i przekazali również cenne wskazówki dotyczące ich prowadzenia.
Uzupełnieniem dla wspomnianych gołębi były ptaki o zagranicznym pochodzeniu, które państwo Ślempowie kupowali najczęściej za pośrednictwem portali aukcyjnych. Szukając gołębi w Internecie kierowali się subiektywną oceną, zwracając szczególną uwagę na fakt, aby były to ptaki z określonych rodzin, parowane w pokrewieństwie. Ta cecha daje większą gwarancję kumulacji najbardziej wartościowych cech danych gołębi. Nabytki te oczywiście trafiały do gołębnika rozpłodowego, gdzie po łączniu w krzyżówce z najlepszymi własnym gołębiami, dawały gołębie idealne do lotu.
Skupiając się na aspektach stricte hodowlanych, nasi bohaterowie zaczynają od zwrócenia uwagi na punktualność i systematyczność czynności hodowlanych. Są zdania, że właśnie te dwa czynniki mają ogromny wpływ na końcowe wyniki. Porównując dwie hodowle, na pierwszy rzut oka bardzo podobne, ze zbliżonymi gołębiami, które karmione i trenowane są w ten sam sposób, z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć można, że ta, w której dba się o to, by wszystkie czynności hodowlane były wykonywane systematycznie i punktualnie, według wcześniej przyjętego harmonogramu, w końcowym rozrachunku będzie miała dużo lepsze wyniki. Wskazują również fakt, iż do tytułów mistrzowskich dojść mogą wyłącznie pasjonaci, którzy interesują się gołębiami, poświęcają gołębiom czas oraz pogłębiają swoją wiedzę, przez co z sezonu na sezon rozwijają się. Zgodnie przyznają, że w ostatnich latach ich życie prywatne w trakcie trwania sezonu lotowego było podporządkowane właśnie gołębiom. Jeśli coś miało być wykonywane o godzinie piątej, to było wykonywane o godzinie piątej, a nie o piątej piętnaście. Oczywiście mogły zdarzyć się odstępstwa od tej reguły, ale były to przypadki incydentalne, które pod żadnym pozorem nie mogły stać się regułą. Wiąże się to ze sporym poświęceniem. Niejednokrotnie wracając zmęczonym z pracy, Mirosław zamiast usiąść z rodziną do obiadu, spieszył do gołębnika wykonać założone czynności hodowlane. Z perspektywy czasu może teraz stwierdzić, że było warto, gdyż gołębie odwdzięczyły się znakomitymi wynikami. Z uśmiecham na ustach twierdzi teraz, że droga do tytułów mistrzowskich to bardzo często krew, pot i łzy.
Miniony sezon 2016 był dla naszych bohaterów najlepszym, jaki mieli w dotychczasowej karierze. W macierzystym Oddziale Nowa Sól byli na podium większości współzawodnictw, dzięki czemu zdecydowanie zdobyli SuperPuchar za całokształt wyników. Oto tytuły zdobyte na szczeblu Oddziału gołębiami dorosłymi: Mistrz we współzawodnictwach: Zmienna z 50, Zespół 5 lotników (62 konkursy!), Samice i Roczne; I-wice Mistrz w: Zmienna z całości, Oddziałowe 5 z 10 z 50, Krótkidystans i Długidystans. II-wice Mistrz w: średnidystans. Gołębie młode: I-wice Mistrz: 5 z całości, 5 z 50; II-wice Mistrz: Zespół 5 lotników (23 konkursy).
Na szczególne wyróżnienie zasługuje roczna samica PL-0362-15-4495, która zdobyła komplet konkursów (na bazie 20%) w 15 lotach Oddziałowych. Wielka szkoda, że gołąb ten nie został zgłoszony do ogólnopolskich konkursów na najlepszego lotnika, ponieważ miał szansę na czołowe lokaty. Jeśli chodzi o najlepsze samiczki roczne, to w 41. konkursie im. Eugeniusza Szula redakcji „Hodowcy” tylko jeden gołąb miał zgłoszone 14 konkursów, PL-0204-15-18, którego właścicielem jest Alicja Mączka. Biorąc pod uwagę konkursokilometry za 14 konkursów, to gołąb Mirosława i Sylwii Ślemp byłby 2. w Polsce jako samiczka roczna, natomiast gdyby można było zgłosić wszystkie zdobyte konkursy, to wygrałby jako jedyny roczniak (samica) z 15 konkursami!
Na wyróżnienie zasługują także wyniki zdobyte na szczeblu Okręgu Zielona Góra: I-wice Mistrz w kat. Roczne (w tym 1. lotnik), 6. Przodownik w GMP (1837,72 pkt) i Zespół lotników, 7. Przodownik w kat. C (coef. 107,66), 10. Przodownik w kat. D (coef. 1214,63), 14. Przodownik w kat. B (coef. 379,22), 22. Przodownik w kat. M (coef. 324,20), 2. lotnik z lotów 1-14.
Dopełnieniem sukcesów w rywalizacji związkowej był świetny rezultat osiągnięty na prestiżowym, portugalskim wspólnym gołębniku Algavre Golden Race. W zmaganiach ponad pięciu tysięcy ptaków, od hodowców z całego świata, gołąbek naszych bohaterów o numerze PL-0362-16-2514 był najwyżej sklasyfikowanym polskim lotnikiem po wszystkich lotach. Zajął 32 miejsce! Jest to o tyle wartościowe osiągnięcie, że w przeszłości hodowcy Ci nie wysyłali swoich ptaków na wspólne gołębniki i nie mieli żadnego doświadczenia w tej materii. Szukając wspólnego gołębnika, na który zgłoszą swoje młode lotniki, kierowali się opiniami na temat organizacji wcześniejszych edycji oraz zwracali szczególną uwagę na procent gołębi doprowadzonych do finału. Padło na Portugalię i wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Z dwóch młódków zgłoszonych do rywalizacji (plus jeden gołąb rezerwowy) oba dotarły do finału i oba z niego powróciły. Pierwszy uplasował się na 386. pozycji, natomiast drugi na pozycji numer 799.
Wróćmy jednak do tematyki czysto hodowlanej i skupmy się na łączeniu gołębi w pary. W tej hodowli, w gołębniku rozpłodowym praktykuje się dosyć częstą zmianę partnerów. Hodowcy próbują różnych rozwiązań, aby trafić na optymalne połączenie. Jest to uzasadnione, w końcu pełną odpowiedź na temat wartości danych gołębi można uzyskać dopiero po 2-3 sezonach lotowych. Gdyby gołębie okazały się słabe, a w międzyczasie dana para ciągle byłaby razem i wypuszczała kolejne młode, to po takim czasie do likwidacji byłoby nie kilka, a kilkanaście gołębi z danej pary. Stosuje się stosunkowo często rotację, prowadzi się szczegółowe notatki – i po odpowiednim czasie można wyciągać ciekawe wnioski. Najczęściej jest tak, że w gołębniku rozpłodowym jajka z pierwszego lęgu trafiają pod lotniki, a na drugi lęg gołębie są przeparowywane. Właśnie w ten sposób szuka się innych połączeń, które mogą wydać jeszcze lepsze młode. Wiąże się to z dodatkową pracą i odpowiednią organizacją gołębników, ale tak już przecież jest – nic nie ma za darmo.
Jeśli już wspominamy o gołębnikach, to w tym miejscu poświęćmy chwilę na ich opis. Cała hodowla opiera się o dwa gołębniki. Pierwszy, mniejszy, przeznaczony dla gołębi rozpłodowych oraz drugi znajdujący się na piętrze budynku gospodarczego, w którym przebywają lotniki dorosłe i młode oraz pozostała część rozpłodu.
Oba gołębniki są murowane. Pierwszy z nich składa się z jednego dużego przedziału, w którym znajduje się 15 cel oraz kilka spoczywaków umieszczonych na przyległej celom ścianie. Podłoga wyłożona jest rusztami drewnianymi, które ułatwiają sprzątanie. Od góry gołębnik ograniczony jest sufitem z siatki. Nie ma potrzeby, aby był on aż tak wysoki. Naprzeciw spoczywaków znajduje się spore okno z wyjściem na dużą wolierę, która w całości wykonana jest z metalowej siatki. W wolierze także są ruszta, ale metalowe. Znajdują się w niej zadaszone spoczywaki oraz dodatkowe oświetlenie. To co od razu przykuwa uwagę, to czystość i porządek. I z tego co wiem, to za ten stan nie odpowiada moja wizyta. Tutaj tak jest praktycznie cały czas.
Podobnie jest w drugim, zdecydowanie większym gołębniku. Jak już wspomnieliśmy znajduje się on na piętrze budynku gospodarczego i podzielony jest na kilka części. Dla każdej grupy gołębi przydzielony jest jeden przedział: wdowce, wdowy, gołębie młode oraz pozostała część rozpłodu (jeden przedział oraz kilka indywidualnych mini boksów). W środku gołębnika, do ścian oraz krokwi dachowych przymocowano panele OSB, aby docieplić gołębnik, bo na początku sezonu gołębnik ten był trochę zbyt zimny.
Po kilku sezonach zmian w budowie gołębnika, Sylwia i Mirosław Ślempowie przygotowali go w bardzo praktyczny sposób, zastosowując ciekawe rozwiązania. Pierwszym z nich jest „izolatka”, umieszczona na dole budynku gospodarczego, a więc daleko od pozostałych grup gołębi. Przeznaczona jest ona dla gołębi, których stan zdrowia budzi podejrzenia… oraz dla tych, które spóźnią powrót z lotu. Innym ciekawym rozwiązaniem są mini boksy dla indywidualnych par rozpłodowych. Znajdują się one pod skosem dachu i są bardzo przydatne przy parowaniu gołębi. Zamykając parę w takim mini boksie hodowca ma stuprocentową pewność, że wyciągną młode po konkretnych rodzicach. Ponadto rozwiązanie to jest niezwykle pomocne przy zmianie partnerów, o której wcześniej wspominaliśmy.
Większość wyposażenia gołębnika, w tym m.in. regały dla gołębi, przygotowane zostały samodzielnie. W każdym przedziale, oraz w korytarzach je łączących, znajdują się ruszta (zarówno na podłodze jak i w półkach). Wszystko zorganizowane jest tak, aby zapewniać jak największą funkcjonalność i wygodę. Sufit w przedziałach dla gołębi lotowych nie jest w pełni otwarty, lecz posiada osiatkowany pas w centralnej jego części, wzdłuż gołębnika. Ogromną zaletą jest wysokość budynku. Nad sufitem gołębników, a dachem jest jeszcze duża przestrzeń, która jest bardzo dobrym izolatorem, zarówno chłodu zimą oraz ciepła latem.
Obecnie stado Ślempów liczy około stu dorosłych lotników oraz trzydziestu pięciu par rozpłodowych. Oboje zgodnie przyznają, że ptaków jest nieco za dużo. W główniej mierze jest to efekt znakomitego, ostatniego sezonu. Nie dość, że lotniki wylatały świetny wynik, to praktycznie nie ginęły. A że nasi bohaterowie wychodzą z założenia, że najlepszym selekcjonerem jest kosz, dlatego ptaki, które zaliczyły program lotów 2016 i nie zginęły, zasłużyły na zimowanie i możliwość wykazania się w kolejnym sezonie. Z właściwą oceną i ostateczną selekcją czeka się do wieku 2-3 lat. Z tego właśnie powodu lotników przed startem sezonu 2017 jest trochę więcej niż zwykle.
Ciekawym przykładem, który pokazuje, że cierpliwość potrafi być hojnie wynagrodzona jest czerwona samica PL-0362-11-3655, której zdjęcie prezentujemy w ramach tego artykułu. Otóż samica ta jako młody gołąb wracała z lotów, ale nie zdobywała konkursów. Podobnie rzecz się miała, gdy była roczniakiem i dwulatkiem. Naturalnym było więc jej usunięcie. Złożyło się jednak tak, że w hodowli był deficyt samic, więc postanowiono ją zostawić. Co się okazało? Jako trzyletni gołąb wylatała tytuł 3. lotnika w kat. B w Oddziale. Rok później była już 1. lotnikiem Oddziału w kat. C i jednocześnie 2. lotnikiem w kat. M. Natomiast w 2016r. jest 3. lotnikem Okręgu w kat. C. Gdyby nie deficyt samic, gołębia już dawno nie byłoby w hodowli...
Bohaterowie naszego reportażu poproszeni o opis przygotowań do nadchodzącego sezonu szybko cofają się w czasie, bo jak zgodnie twierdzą, sezon 2017 zaczął się dla nich na początku sierpnia 2016, czyli po zakończeniu lotów. Wówczas lotnikom pozwala się na gniazdowanie, jednakże bez wychowu młodych (w odpowiednim momencie jajka zamienia się na jajka plastikowe). Rozdzielenie gołębi według płci następuje dopiero w momencie, gdy gołębie zejdą z jajek drugiego lęgu. Z reguły moment ten pokrywa się z zakończeniem lotów gołębi młodych. Wykorzystując ten fakt, hodowcy zabierają dorosłe lotniki z przedziału wdowców, a ich miejsce zajmują młódki, które w ten sposób mogą obrać sobie te cele, które po sezonie zostały puste. Wbrew pojawiającym się w gołębiarskim środowisku opiniom, przeniesienie dorosłych lotników w żaden sposób nie wpływa na przebieg procesu pierzenia. Jeśli zapewnimy gołębiom dobrą karmę i zaprzestaniemy oblotów, to wszystko powinno przebiegać bezproblemowo. A zawsze można jeszcze dodać jakieś dodatki pokarmowe, które tylko mogą pomóc. W okresie pierzenia żywienie opiera się na wysokiej jakości karmie wieloskładnikowej polskiego producenta, która podawana jest do syta.
Wdowce wracają do swojego przedziału pod koniec grudnia. Ważnym jest wtedy, aby bacznie przyglądać się gołębiom, gdyż między młodymi (prawie roczniakami), a starszymi samcami może dochodzić do walki w obronie cel. Często podczas takich potyczek można poznać charakter gołębi. Zazwyczaj te zajmujące najwyższe cele oraz pilnujące i sprawnie broniące swojego miejsca okazują się najlepszymi lotnikami.
Później przychodzi czas na szczepienie całego stada. Zazwyczaj odbywa się na początku roku i jest uzależnione od warunków atmosferycznych. Jeżeli panujące temperatury nie są zbyt niskie, to gołębie szczepione są w styczniu – lutym. Najlepiej, minimum trzy tygodnie przed łączeniem w pary. Jeżeli jednak aura nie sprzyja i temperatura jest ujemna, to zdecydowanie lepiej jest poczekać ze szczepieniem i wykonać je w późniejszym terminie. Zdarza się, że jest to nawet okres na 2-3 tygodnie przed sezonem lotowym. Najważniejsze jest, aby gołębie raz w roku zaszczepić, natomiast nie ma żadnych nakazów kiedy takie szczepienie może się odbyć.
Kolejną ważną kwestią przed przystąpieniem do szczepień jest stan zdrowia gołębi. Nasi hodowcy podkreślają, że przed szczepieniem muszą mieć pewność, że ich gołębie nie tylko wyglądają na zdrowe, ale na pewno są zdrowe. Dlatego na początku stycznia przeprowadzają badania laboratoryjne (parazytologia, bakteriologia i mykologia). W razie wystąpienia jakichkolwiek nieprawidłowości, wykonywany jest także antybiotykogram, który jasno i konkretnie wskazuje jaki środek użyć do leczenia. Jeśli chodzi o leki równie ważne jest, aby pochodziły one z odpowiedniego źródła. W przypadku Mirosława i Sylwii Ślemp zawsze jest to lekarz weterynarii.
W styczniu zmianie ulega system karmienia. Po całkowitym wypierzeniu gołębi zaczyna się karmić zdecydowanie lżej. W tej hodowli w okresie tak zwanego zimowego wyciszenia stosuje się gotowe mieszanki spoczynkowe. Nasi bohaterowie są zwolennikami stosowania takich mieszanek, a nie samej pszenicy czy też jęczmienia. Choć podstawą podawanej mieszanki jest najczęściej właśnie jęczmień, to jednak dodatkowa, nawet drobna, różnorodność ziaren w podawanej mieszance robi istotną różnicę. Jako przykład weźmy chociażby brak rozregulowania układu pokarmowego, który w pozostałej części roku hodowlanego dostaje różnorodne mieszanki, a nie jeden, czysty komponent.
Łączenie lotników w pary odbywa się w połowie marca. Otwiera się drzwi między przedziałami i... gołębie same decydują o wyborze partnerów. Jak twierdzą bohaterowie naszego reportażu, ten sposób zapewnia, że więź partnerska w parach będzie najmocniejsza z możliwych. A to jest przecież podstawą przy lotowaniu metodą wdowieństwa. Gołębie dobierając się samodzielnie w pary nigdy nie wybiorą partnera wbrew sobie. Pary wychowują po jednym młodym, aby zbytnio ich nie obciążać. Nie dopuszcza się do zniesienia drugich jajek. Gdy hodowcy zauważą, że partnerzy na nowo zaczynają się sobą interesować, następuje ich rozdzielenie, a opieka nad młodymi odbywa się w sposób obiegowy. W sezon lotowy lotniki wchodzą z młodymi w gnieździe i taki stan trwa do 2-3 lotu, które w Oddziale Nowa Sól odbywają się praktycznie w ciągu jednego tygodnia (w sezonie 2016: 30.04, 3.05 i 8.05).
Z uwagi na bliskość lasu oraz występowanie w nim jastrzębi, gołębie w zamknięciu przebywają najczęściej od pierwszego października do końca marca. Obloty zaczynają się z początkiem kwietnia. Niestety kilka sztuk i tak zawsze pada łupem podniebnych drapieżców. Przez pierwsze 1-2 tygodnie wloty są otwierane na cały dzień i gołębie latają kiedy i ile chcą. Według własnego tempa muszą się rozruszać. Po tym czasie, z reguły już po wykluciu się młodych, wprowadza się dwa obloty dziennie, które docelowo, już w sezonie lotowym, zastępowane są jednym treningiem przeprowadzanym w godzinach popołudniowych. Wynika to przede wszystkim z braku czasu na organizację cały czas dwóch oblotów. Początkowo, w maju gołębie startują około godziny siedemnastej, następnie, gdy temperatury rosą i dzień się wydłuża, to oblot przekładany jest na godzinę osiemnastą, a nawet dziewiętnastą.
Obloty realizowane są w systemie obiegowym. Najpierw na oblot idą samice. Od razu do korytarza łączącego przedziały przeganiane są samce, ponieważ u samców jest okno i siatka, a więc wdowce widzą latające samice. Co więcej, niektóre wdowy są tak cwane, że oblot ich nie interesuje, tylko od razu pchają się do samców. Po wejściu wdów na oblot idą wdowce, a wdowy przegania się do korytarza i tam się je karmi. Po skończonym posiłku wgania się je do swojego przedziału. Dlaczego tak? Otóż ruszt u samic posiada duże oczka, przez co przebywanie na podłodze nie jest zbyt wygodne. Zaletą jest to, że samice nie parują się, wadą – to, że trzeba je karmić gdzie indziej.
W żadnym momencie, nawet na początku, nie praktykuje się tu żadnych metod wymuszania aktywności na oblotach. Gołębie latają taką ilość czasu jaką chcą. Nasi bohaterowie zgodnie zauważają, że jeśli lotniki są zdrowe, to chętnie latają, a jeśli czują, że na przykład jest za gorąco, czy za duszno, to się nie męczą i po piętnastu-dwudziestu minutach rezygnują z latania. Nie dopuszcza się wówczas do dłuższego przesiadywania na dachu. Otwiera się wloty i zwołuje gołębie do gołębnika, gdzie następuje karmienie. Bardzo ważne jest, aby nie pozwalać gołębiom na przesiadywanie na dachu. Jeśli nie chcą latać, to muszą wchodzić do gołębnika. Takie podejście sprawia, że u gołębi wyrabia się prosty nawyk: albo latam, albo wchodzę do środka. Procentuje to na lotach konkursowych, ponieważ nie występują sytuacje, w których gołębie przysiadają na dachu i tam odpoczywają czy też gruchają. Mają jak najszybciej wchodzić do gołębnika i konstatować swój przylot.
Jak w większości czołowych hodowli w Polsce, tak i tu uzupełnieniem oblotów są prywatne wywózki. Organizuje się je na tyle, ile pozwala praca Mirosława Ślempa. To on odpowiedzialny jest za wywożenie gołębi. Według naszych bohaterów wywózki są szczególnie pomocne w momentach, gdy gołębie są ospałe i niechętnie trenują wokół domu. Wówczas dobrze jest je wywieźć. Z reguły przed sezonem gołębie wywożone są 3-4 razy. Jeśli czas na to pozwala, wdowce i wdowy wypuszczane są oddzielnie. Pierwsze startują samiczki, a gdy odejdą, wypuszcza się samce. Jeśli jednak czas na to nie pozwala, to po przyjeździe na miejsce wypuszczenia i odczekaniu kilkunastu minut, w celu uspokojenia gołębi, całe stado startuje jednocześnie. W sezonie prywatne treningi kontynuuje się do połowy sezonu i są organizowane najczęściej w czwartek.
W tej hodowli, z założenia wszystkie lotniki mają do przelecenia cały program. Nie stosuje się tu „gry gołębiami”, tak aby określona część stada wystawiana była na loty do określonych kategorii. Oczywiście zdarzają się wyjątki, kiedy to nie wysyła się na loty gołębi, których kondycja fizyczna wyraźnie na to nie pozwala (wrócił spóźniony z poprzedniego lotu, nie zdążył się zregenerować, itp.). Również roczne samczyki są baczniej obserwowane przed najdłuższymi lotami, których odległość przewyższa siedemset kilometrów. Jeśli hodowcy dojdą do wniosku, że taki lot może być dla nich zbyt wymagający, to nie biorą w nim udziału. Roczne samiczki raczej nie mają taryfy ulgowej, muszą się wykazywać.
Niejednokrotnie wspominaliśmy, że jednym z podstawowych czynników wpływających na szybkość powracania gołębi z lotów konkursowych jest ich odpowiednia motywacja. Nie stosuje się tutaj jakiś wymyślnych sztuczek czy też indywidualnej motywacji. W dniu koszowania pokazywania partnerów częściej nie ma, niż jest. Do połowy sezonu, kiedy odbywają się prywatne wywózki w czwartek, to pokazywać partnerów nie trzeba. Natomiast jak przychodzą loty bardziej wymagające, to czasami jest. Nadrzędną zasadą jest to, że nagroda powinna być po locie, a nie przed. Dlatego to właśnie wspólne przebywanie partnerów po lotach jest ważniejsze. Po konkursach niewymagających i lekkich gołębie przebywają ze sobą od pół do godziny czasu. Po trudniejszych nieco dłużej. Nawet jeżeli któryś z partnerów się spóźni i wróci po rozdzieleniu wdowców od wdów, to zamykany jest na 10-15 minut ze swoją „drugą połową” w celi, aby się uspokoił i wiedział, że wszystko jest w porządku. Gdy różnica czasów powrotów partnerów jest duża, to nie są one sobie pokazywane od razu. Należy odczekać odpowiednią chwilę, aby później przybyły gołąb odpoczął i doszedł do sił.
W czasie trwania sezonu lotowego raczej nie ingeruje się na przypadki, w których gołębie np. zmieniają partnerów. Jeśli samiczka poleci do innej półki, to na siłę nie próbuje się temu zapobiegać. Być może jej partner na tym ucierpi, jednakże ona jak i jej nowy wybranek bardzo często mają wtedy świetny lot. Ciekawym przykładem jest właśnie opisywana wcześniej samiczka 4495, która zdobyła 15 konkursów. W czasie sezonu zmieniła ona półkę na sąsiednią. Przez kilka lotów leciała do innego samca. Później znów zmieniła półkę, również na sąsiednią, a więc również i samca. A po sezonie, podczas posezonowego gniazdowania, wróciła do pierwotnej półki i samca z początku sezonu.
Sylwia i Mirosław zgodnie twierdzą, że gołębie poza chęcią powrotu do gniazda i partnera bardzo motywuje chęć powrotu do opiekuna. Dbają więc o więź ze swoimi lotnikami. Starają się w miarę możliwości poświęcać im jak najwięcej czasu. W tygodniu jest to około czterech godzin dziennie, natomiast w letnie weekendy, gdy trwa rywalizacja lotowa, jeszcze więcej. Często koliduje to ze zobowiązaniami zawodowymi, czy życiem prywatnym, ale jeśli chce się osiągać czołowe wyniki, to należy się dostosować. Dowodem potwierdzającym wartość motywacji poprzez więź z hodowcą jest fakt, iż wielokrotnie w tej hodowli zdarzało się, że gołębie, które w trakcie sezonu straciły partnerów wracały szybciej niż te z pełnych par.
Karmienie w trakcie sezonu lotowego prowadzone jest w oparciu o trójfazowy system żywienia: lekkostrawne oczyszczanie, odbudowa oraz ładowanie akumulatorów. Ponadto stosuje się tzw. mieszankę bazową, którą stanowi karma rozpłodowo-lotowa polskiego producenta, do której w zależności od dnia tygodnia oraz poziomu trudności lotu dosypują inne karmy lub pojedyncze komponenty (np. kukurydza). W niedzielę po powrocie oraz w poniedziałek gołębie dostają czystą karmę oczyszczająco-dietetyczną (jej podstawą są: ryż paddy, cardi [nawet 50%], dari, kukurydza cribs i platta oraz owies). We wtorek wraca mieszanka bazowa, do której dodawana jest karma dietetyczna. Najczęściej w środę rano lub po południu w jej miejsce pojawia się karma lotowa. W czwartek wieczorem i/lub piątek natomiast karma energetyczna.
Co warto podkreślić karma kupowana jest na cały sezon lotowy. Chodzi o to, aby całość stosowanej karmy pochodziła z jednej partii. Dzięki temu jest największe prawdopodobieństwo, że karma w workach nie będzie się różnić między sobą. Mirosław Ślemp opowiedział nam, że nieraz przekonał się osobiście jak różnie potrafi wyglądać ten sam rodzaj karmy, ale oglądany w różnych porach roku (z różnych partii). Niestety zdarzają się firmy, które nie potrafią utrzymać powtarzalności produkowanej karmy.
Wielkość podawanych porcji nie jest ściśle określana. Sypie się pełne karmniki, a po upływie pół godziny zsypuje się pozostałą karmę. Dzięki takiemu podejściu gołębie mogą wybrać te ziarna, które najbardziej im pasują. Natomiast ograniczenie czasowe sprawia, że gołębie nie mogą później już dojadać.
Ważnym elementem w diecie gołębi z hodowli Sylwii i Mirosława Ślempów są różnego rodzaju warzywa (przede wszystkim cebula, czosnek, chrzan) i zioła. Praktycznie przez cały rok do karmy dodawane są, własnoręcznie przygotowywane mieszanki warzywno-ziołowe. Bohaterowie naszego tekstu, kroją i miksują warzywa z własnego ogrodu, dodają do nich różnego rodzaju oleje, czasem nawet trochę octu i tak przygotowaną miksturę podają na karmę. Mikstury te występują w wielorakich wariantach: z miodem, cytryną czy spirytusem. Wszystko zależy od inwencji hodowców. Ciekawostką jest sposób podawania cytryny. Jest ona dokładnie myta, aby usunąć ewentualne środki chemiczne, którymi jest ona pokryta na czas transportu itd. i mrożona. Następnie taką zamrożoną cytrynę trze się na tarce (razem ze skórką). Poza tym z naturalnych dodatków gołębiom podawane są m.in. jogurt naturalny, herbatki ziołowe, czy drożdże. Z gotowych suplementów i dodatków żywieniowych stosuje się tu m.in. elektrolit, preparat witaminowy, probiotyki, aminokwasy, L-karnityna i propolis (razem z drożdżami obowiązkowy przy wieczornym karmieniu w dniu przylotu).
Większość dodatków podawana jest bezpośrednio na karmę dlatego stosuje się tu plastikowe karmniki, które są wygodniejsze w utrzymaniu odpowiedniej higieny. Są one myte raz na tydzień, głównie z soboty, gdy gołębie są już zakoszowane. Pojniki natomiast myje się codziennie i podobnie jak karmniki suszy na słońcu przed ponownym użyciem.
Higiena w gołębniku, to nie tylko regularne czyszczenie i wymiana karmników i poideł, to również dbanie o jego czystość. W tej hodowli trzy razy do roku przeprowadza się gruntowne sprzątanie gołębników, podczas którego są one dokładnie odkurzane, myte i wypalane. Z reguły odbywają się one po zakończeniu pierzenia, przed łączeniem w pary oraz po odsadzeniu młodych. Raz w miesiącu podnosi się ruszta i sprząta pod nimi, natomiast cele sprzątane są co tydzień.
W przeszłości Sylwia z Mirosławem próbowali przełożyć jeden do jednego, to co widzieli w filmach z czołowych zachodnich hodowli, kładąc duży nacisk na ogromną czystość w gołębniku. Dzisiaj przyznają, że momentami nawet zbyt przesadnie podchodzili do kwestii sprzątania. Są zdania, że trzeba o to dbać, regularnie sprzątać, ale bez przesady. W końcu gołębnik, to nie jest sala operacyjna. Twierdzą, że wielkim ułatwieniem w utrzymaniu odpowiedniej czystości jest odpowiednia cyrkulacja powietrza. Dobrze zaprojektowana i sprawnie działająca wentylacja sprawia, że w gołębniku jest zdecydowanie mniej kurzu.
Na koniec chcielibyśmy jeszcze wspomnieć w kilku zdaniach o prowadzeniu gołębi młodych. Mimo, bardzo dobrego ostatniego sezonu, nie przykłada się im tutaj tak dużej uwagi jak gołębiom dorosłym, aczkolwiek nie są one traktowane po macoszemu.
Po przeniesieniu do swojego przedziału przez miesiąc – półtora karmione są równie mocno jak przy rodzicach. Gdy zaczynają się pierwsze obloty karma jest stopniowo zubożana, ale nie od razu. Ma to na celu spowodowanie, aby w początkowej fazie treningów młódki były lekko zatłuszczone i nie miały ochoty na dalsze odlatywanie od gołębnika. Nasi hodowcy twierdzą, że gdy w przeszłości szybciej przechodzili na karmy bardzie dietetyczne w pierwszych oblotach gubili zdecydowanie więcej gołębi, niż przy mocnym karmieniu. Od początku sierpnia, młode przez około dwa tygodnie karmione są mieszankami dietetycznymi, które po upływie tego czasu stopniowo wzbogaca się karmami typowo lotowymi i energetycznymi, tak by w trakcie sezonu lotowego przejść na opisany powyżej system trójfazowego żywienia stosowany w prowadzeniu stada dorosłych lotników.
Szczepienie młodych przeciwko paramyksowirozie, salmonellozie i mykoplazmozie odbywa się dwukrotnie. Pierwszy raz w drugiej połowie czerwca, na około tydzień przed wypuszczeniem na pierwszy oblot, natomiast drugi raz dwa, trzy tygodnie później. Po kilku dniach od pierwszego szczepienia młode szczepi się również przeciwko ospie. Pierwsze obloty przeprowadzane są pomiędzy godziną ósmą, a piętnastą – szesnastą. Wówczas Mirosław wraca z pracy, zwołuje gołębie i je karmi. Po zakończeniu sezonu gołębi dorosłych, młode wychodzą na pierwszy plan i zaczynają trenować, jak ich starsi koledzy.
Na koniec rozmowy Mirosław i Sylwia Ślemp, korzystając z okazji, chcieliby bardzo podziękować wszystkim hodowcom, którzy pomogli im w hodowli gołębi. Za bezpośrednią pomoc dziękują przede wszystkim Leszkowi Walentowskiemu. Za materiał lotowy wszystkim, od których sprowadzili gołębie. Osobiście mieli okazję podziękować Ireneuszowi i Krzysztofowi Łepuchom na ostatniej Wystawie Okręgowej. Jest za co, w żyłach dwóch z prezentowanych na zdjęciach gołębi płynie krew gołębi od rodziny Łepuch. Ponadto 4. lotnik Okręgu 2016 w kat. G wywodzi się z ich gołębi. Jest więc za co dziękować.
www.HodowlaSlemp.pl
Mirosław Ślemp
tel.:
+48 888 507 233
e-mail:
slemp.ms.0362@wp.pl
67-100 Rudno
ul. Kościelna 2
Odwiedziny
Liczba wyświetleń: 53765
Tłumaczenie Strony
Informacje o Stronie
Strona utworzona przez:
Stanisław Górski
tel. +48 782 647 937